czwartek, 18 lipca 2013

Lato w Norwegii


W Norwegii - W lipcu to jeszcze nie lato, a w sierpniu jest już po.

Pada. Mam wrażenie, że ciągle, choć tak nie jest. Ale więcej tego deszczu i zimna niż lata... I choć upałów nie lubię, to jak one są, to chociaż człowiek na jesień ma tą świadomość, że jednak te lato było :P a ja mam wrażenie, że my wrzesień mamy. 12'C.
Trzeba czasem pomarudzić ;)

Małosolne w Norwegii? tak, pod warunkiem, że przywieziemy sobie ogórków z Polski ;) bo oni tutaj sprzedają - owszem - małe ogórki, ale takie inne, długie i cieniutkie jak palec. Nie znają kiszonych, no chyba, że znajomy Polak ich poczęstuje... ;)

A my mamy ogórki, od teściów. A żeby zrobić małosolne, to potrzeba dużego słoja, a podobał mi się jeden taki, w sklepie... Posiadać, nie posiadaliśmy. Więc pretekst był w końcu, by go kupić :P ładny nie? :) tym oto sposobem powstały moje pierwsze małosolne :)


I w końcu, w końcu! norweski sezon na truskawki! (choć już w maju były te pierwsze, ale nie krajowe ;)




I tak oto wygląda LATO w Norwegii ;)

P.S. Mamuś - wszystkiego najlepszego w dniu Twego święta! Kocham Cię :*
Dagmara :)

piątek, 12 lipca 2013

Biwak, czyli w stronę Oceanu Atlantyckiego...


Miałam ogromną ochotę ostatnio na biwak, gdzieś niedaleko. Tak się złożyło, że odwiedził nas mój Brat ze swoją dziewczyną :) a mój Mąż miał wolne, więc w miniony weekend - piątek rano - spakowaliśmy się i wyruszyliśmy przed siebie :) zastanawialiśmy się nad tym, gdzie się wybrać, co im pokazać... Rok temu byliśmy na Drodze Trolli i jakoś nie miałam ochoty, odwiedzać znowu tego samego miejsca...

Przypomniało mi się jednak miejsce, w którym kiedyś znaleźliśmy się przypadkiem. Kilka lat temu, jak jeszcze do Norwegii przyjeżdżałam tylko na wakacje, D. czasem jeździł na ryby do Sunndalsøra (a mieszkał wtedy w Oppdal). Ja się tam śmiertelnie nudziłam! na tych rybach. A że lubimy tak wsiąść w samochód i jechać przed siebie, (Mężu musiał wtedy odpuścić sobie rybki) to odkryliśmy, że właśnie z tego miasteczka, można zjechać na przepiękną trasę turystyczną - na Aursjøvegen! 



Ja nie pamiętałam gdzie to jest, ale wystarczy, że mam Męża, który ma nawigację w głowie ;) Wtedy całej trasy nie zwiedziliśmy (nie mieliśmy namiotu i nie wiedzieliśmy co nas czeka) a do domu trzeba było wracać... Teraz wiem, że tego co w tej trasie było najpiękniejszego - nie widzieliśmy wtedy, a i tak nam się podobało :)

Przy wjeździe na trasę - bramka ;) i płatność 100kr (ale na prawdę polecam!)




Na szczyt wjeżdża się krętymi drogami (więc jak któregoś razu, ktoś mi opowiadał o Trollstigen to mówiłam, że chyba tam byłam ;) bo nazwy tego miejca nie pamiętałam)



Na szczycie rozbiliśmy namioty, zaraz przy takiej "głównej" drodze:


Te zdjęcia są robione po godzinie zero ;) i oczywiście "nocka" już cała taka jest :>

Niestety zaczęło padać, a komary były żądne krwi :/ więc szybko musieliśmy schować się do namiotów.


Obok hytki (hytte - domki wczasowe) prywatne, z dachami pokrytymi trawą... obok nich samochody, czyli właściciele odpoczywali sobie akurat w nich :)

Nie wiedziałam jak to będzie z Anielką, w końcu nocka pod namiotem - pierwszy raz. A w dodatku my z nią nie śpimy w ogóle, tylko ona zawsze w swoim łóżeczku... Ale dało radę, raz się obudziła, usiadła, popatrzyła na pomarańczowy "dach" nad nami i zaczęła płakać, ale szybko dała się ululać i spała dalej :) a my? jakoś się przemęczyliśmy na jednym boku... (swoją drogą to podziwiam tych, którzy jednak śpią ze swymi pociechami, dla mnie to nie nocka...)

Zmarzłam w tą noc (było pewnie lekko ponad 10'C , na szczęście rano powitało nas słońce, a dzień okazał się być upalny wręcz. Poranek:


O ile piękniejsze są widoki, jak słońce pięknie świeci :)



No i najśmieszniejsze jest to, że zaraz obok naszego pierwszego noclegu znaleźliśmy takie miejsce:


3 zadaszone ławki ze stołami, po środku - miejsce na ognisko, a jak ktoś ma ochotę to może nocować w tym małym domku! :)


Na drewnianych ławkach :) nie potrzeba namiotu ;) tylko własne śpiwory, no i napalić można w "kominku", drewno leżało obok. Za skorzystanie z tego miejsca płaci się 50kr od osoby, obok zwyczajnie skrzynka stała i koperty by włożyć do nich pieniądze - w Polsce takie coś? nie możliwe! i przykre, ale prawdziwe...



Potem po drodze zobaczyliśmy informację, że ktoś sprzedaje własne sery i śmietanę - krowie i kozie, no to pojechaliśmy zobaczyć :)


W takiej chatce:


A żeby było śmiesznie to Szwajcarzy, je robili :) chyba u jakiegoś Norwega... Pleśniowe (śmierdziuchy jak to mój Mąż nazywa, niestety z niesmakiem... za to ja je uwielbiam! a im bardziej śmierdzi, tym lepszy :P ) nabyliśmy kilka i ruszyliśmy dalej w trasę :)


Ale tutaj już za wiele nie trzeba pisać :) bo zdjęcia opowiedzą same :) powiem tylko, że te kilka lat temu nie dotarliśmy w te okolice...










Szkrabik dzielnie znosił jazdę :) no czasem trochę marudziła... i wtedy wujek też marudził, że chyba nie będzie opowiadał rodzinie, że Anielka taka grzeczna jest... :> :P





No dobra, ale gdzie ten tytułowy Ocean???

Znajomi mówili, że byli ostatnio na Drodze Atlantyckiej, a że to niedaleko, stwierdziliśmy, że też się wybierzemy... Pojechaliśmy na Molde, a potem to ową Drogą do Kristiansund. Bo właściwie na Kristiansund zależało mi troszkę :>

W tym nadmorskim miasteczku  (a może w "nadoceańskim"? :> ) mieszka sobie Ewelinka - klik, z którą to swojego czasu wymieniłyśmy sporo mejli :) i skoro mieszka tak niedaleko mnie, (mamy do siebie jakieś 218km jak mi pokazuje google ;) to wypadałoby się w końcu spotkać, czyż nie? :D

No ale po kolei, po drodze oglądaliśmy widoki, ale już nie tak piękne! 

Tutaj jakieś fortyfikacje:


i wysepki na trasie Drogi Atlantyckiej...


Owa Droga Atlantycka oznaczona na mapie:


W trakcie też poszukiwanie noclegu... nigdy nie spałam na kempingu, zjechaliśmy by jeden zobaczyć, ale te tłoki namiotów obok siebie, samochodów kempingowych czy przyczep... jakoś nie wyglądało to zachęcająco. Aż w końcu rozbiliśmy namioty przy wodzie, koło jakiegoś pola, pewnie czyjegoś...

Niunia ululana do snu, śpi z króliczkiem:


I znów nie dało rady posiedzieć dłużej i pogadać, bo zerwał się mocny wiatr i nadciągały chmury z  deszczem :/

Ranek okazał się też wietrzy :/ a Droga Atlantycka zaraz się skończyła (ma 8 km!) iiii ja nie wiem po co te całe "halo" wokół tej drogi??? :P żeby zobaczyć ten most?



Bo takie mieliśmy wrażenie :/ Może dlatego, że dzień wcześniej widzieliśmy tyle pięknych gór, że to już nie robiło na nas wrażenia? Wyskakiwanie z samochodu, by zrobić zdjęcie robiło się niemożliwe :> bo tak wiało, że głowy urywało ;P

Jak dotarliśmy do Kristiansund, to tam też wiało potwornie. A byliśmy już zmęczeni, więc nawet nie zwiedzaliśmy miasteczka, tylko pojechaliśmy odwiedzić Ewelinkę i jej rodzinkę :) Munia urządziła pięknie mieszkanko! (ja nie wiem czemu nie pokazała więcej na blogu? :P) ma śliczne córeczki :) - po mamusi rzecz jasna :) i mamy wiele ze sobą wspólnego, co można wywnioskować wchodząc na jej bloga :> Ewelinka pięknie szyje!!! i dostałyśmy od niej piękne "handmejdy" ;) ale to pokażę dopiero wtedy, jak będę pokazywać pokoik Anielki :)

No bo właśnie niedługo się za niego zabieramy (w końcu!). Na razie planuję na kartce papieru - co i jak, zakupy w większości zrobione, potrzeba tylko czasu wolnego Pana Taty :P i będziemy działać! :D  pewnie to trochę potrwa, całe to dopieszczanie, ale już się cieszę, jak dziecko! w końcu to moja pasja największa - całe te urządzanie :>

Pozdrawiam ciepło :) i dziękuję za wszystkie mejle i komentarze. Na prawdę miło mi, że lubicie do mnie zaglądać :) Miłego weekendu!

Dagmara :)

wtorek, 2 lipca 2013

Szary kołnierzyk i berecik raz jeszcze


Jak robiłam po raz pierwszy kołnierzyk dla Anielki ucząc się przy mojej Mamie szydełkować, wszystko wydawało mi się trudne i teraz widzę jaki ten kołnierzyk był nieudany ;) i pełno w nim błędów zauważyłam :> ten jest drugim moim, ale z tym wszystko jest w porządku ;) I jest on zrobiony dla małej Neli (starszej od Anielki o 3 miesiące). Uwielbiam te kołnierzyki i wiem, że powstanie ich więcej, i sobie mam w planie zrobić i dla mej Niuni też :)

Inspekcja Nadzoru sprawdza, czy faktycznie wszystko jest jak należy:


No i mama Neli zamówiła u mnie berecik, taki sam jak ma Anielka :)))


Teraz liczyłam, że na taki berecik schodzi + - 12h pracy.


Żeby nie było, że po raz drugi ten sam pokazuję - oba berety razem:


Ręcznie robione tagi, w końcu moje małe rękodzieła w domku powstają :>


Pozdrawiam,
Dagmara :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...