Witajcie,
Na wstępie dziękuję wszystkim za życzenia! :)
Tak się złożyło, że w ten dzień miałam ochotę zjeść obiad na mieście, w jakiejś restauracji czy cuś. W końcu urodziny mogą być pretekstem. Bo na co dzień bywanie w takich miejscach nie jest na polską kieszeń. I człekowi serce się kraje, jak ma wydać za jedną pizze i dwie cole 200 zł :( - takie są tutaj realia i żeby na cokolwiek odłożyć, najlepiej żywność przywozić ze sobą z Polski. Wierzę, że dla co zamożniejszych moze to wyglądać dosyć dziwnie. Ale my znajac cenę o wiele nizszą za dany produkt, wolimy czasem nie kupić i przywieźć ze sobą.
Pamiętam taką historię, jak pewien Polak, poszedł do sklepu, załadował koszyk ziemniakami i poszedł do kasy, to pani kasjerka zapytała, czy aby na pewno chce tyle tych ziemniaków i czy na pewno ma przy sobie tyle pieniędzy, aby za nie zapłacić ;) Niestety, człowiek ten nie wiedząc, wybrał jakiś najdroższy gatunek, gdzie kazda sztuka ziemniaka była zawijana w sreberko ;)
Nie wszystko da się zabrać ze sobą z PL. Na pewno najlepiej zainwestować tu w zamrażarkę i mrozić co się da. Warzywa kupujemy raczej świeże :) ale np ostatnio kupując główkę średniej kapusty i 5 cebul zapłacilismy 20zł, u nas to groszowe sprawy. Mój Mąż juz nie przelicza, ja jeszcze tak. Zawsze jak wracamy do kraju i idziemy do sklepu, człek się uśmiecha i mówi: ale tu tanio! ;) serio, tak jest.
Moje plany trochę się pokrzyżowały. W ten dzień poznałam polskiego ambasadora w Norwegii, który przyjechał z Oslo do Trondheim na obchody święta św. Olava. I przy okazji chciał podziękować komisji wyborczej ( odnośnie wyborów na prezydenta RP). A że mój D. w niej był, to pojechaliśmy na te spotkanie :) do konsulatu.
Okazało się, że polska siedziba mieści się w cale nie byle jakim miejscu! :) W samym centrum Tronheim, mieści się centrum rozrywkowo handlowe SOLSIDEN, gdzie wcześniej w ceglanych budynkach mieściła się stocznia! Oczywiście Dagmary klimaty :)
Na lewo patrz, to białe kółeczko z czerwonym w środku nad wejściem to:
Konsulat :)
Spotkanie było bardzo sympatyczne, ambasador przybył wraz ze swoją małzonką, porozmawiał z komisją o tym jak im się udało to zorganizować (bo nie planowano tu żadnych wyborów dla Polaków) i podziękował za to zaangażowanie się. Opowiedział kilka śmiesznych historyjek jak to Polacy potrafią spakować swe manatki w Polsce, przybyć do Norwegii pod drzwi konsulatu, bądź ambasady i powiedzieć: "No to jestem! :) a teraz znajdźcie dla mnie prace" ;)
Widok z okien konsulatu na całe te centrum "nowobogackich" jak nic.
Ostatnio mieliśmy i mamy trochę słoneczka i ciepełka, Norwedzy wykorzystywali ten czas pełną parą, siedząc w restauracjach ze znajomymi do późnego widnego wieczora.
Centrum handlowe pochłania część starej architektury do swego nowoczesnego wnętrza.
Warto odwiedzić dla "popatrzenia", bo ceny za np. sukienkę 2 200 kr są raczej nie dla mnie ;)
A obok są wzniesione bloki, dla takich co robią zakupy w tym centrum ;) architekturą nawiązującą do ceglanej stoczni. Myślę, że to takie softlofty.
Bardzo mnie całość urzekła :)
A pizze zjedliśmy na kolacje ;) Ile tu ludzi różnych nacji się przewija! Fajnie sobie tak usiąść wśród tłumu i poobserwować. Ja przynajmniej lubię ludzi. Najlepsza była mała dziewczynka, wyglądająca na Wietnamkę, która uśmiechnęła się do D. po chwili przybiegła od sąsiedniego stolika, popukała go, a Mąż jak się odwrócił zapytała go jak ma na imię, sama się przedstawiła i pobiegła do mamy (domniemuję, że adoptowana przez Norweżkę) :) D. przypomniał sobie, ze już chyba tą dziewczynkę gdzieś widział i z nią "rozmawiał" przy kościele, ale że ona taką pamięć miała ;)
I ot, taka sobie historia z dnia 27.07.2010 r. ;)
Pozdrawiam Was słonecznie,
Dagmara :)